Bardot, Deneuve, Fonda by Roger Vadim is surprisingly entertaining

When a friend of mine gave me this book saying I would love it, I was a bit doubtful. What could be interesting in the shallow gossipy tales of stars of yesteryears?

Maybe I was influenced by the location I was reading the book in – St. Tropez – where a number of the stories take place, but surprisingly I found myself taken in. Despite Vadim’s self serving telling, the characters are intriguing, the women feel “real” and the setting of the 1950s, 1960s and 1970s interesting! I also loved the “cameos” of various celebrities from Sartre to Marlon Brando. In many ways, the story has some of the elements of the best romantic comedies, a genre I have always had a soft spot for.

Read it: the book is a perfect light summer read!

Discover Your Inner Economist is disappointing

I expected a book in the line of Freakonomics or The Undercover Economist and the first chapter brilliantly set the stage for such a book. Unfortunately, Tyler Cowen seemed more interested in preaching how to live your life rather than discovering your inner economist. I could feel his disapproving gaze for not appreciating art or food the way he does. Skip it and read The Undercover Economist instead.

The Life Philosophy of Money

I am extremely blessed to be spending my summer vacation in a gorgeous setting in a very expensive house in the south of France. You would think the owner of the house would be happy and carefree, but you would be mistaken. He obsesses with saving money on phone, electricity, repair work, etc. He MUST get the best deal possible. God forbid you call the US without using VOIP or some discount calling mechanism.

Given his desire to skimp on the small (for him) expenditures, his quality of life is compromised. The water pressure is low, the electricity keeps blowing up, his tennis court only has lamps on one side of the court (“it should be enough”) and half the lamps are broken. More importantly, it’s always on his mind, getting in the way of his enjoyment of his beautiful house.

What’s even more discouraging is that the same individual who goes to extreme lengths to maybe save $10,000 a year thinks nothing of buying a boat he rarely uses without doing the rent versus buy analysis. He does not know how much he spends a year (though I can guarantee you it’s a lot!) and sometimes finds himself short on cash!

This individual’s life philosophy of money is to be “penny wise, but dollar foolish” which is essentially the exact opposite of how you should lead your life! Relative to your income you should be penny foolish, but dollar wise. Don’t fret the small things – enjoy everything that makes your day to day life pleasant (after calculating what a “penny” is for you), but be careful about the bigger purchases that can radically alter your financial wellbeing. For most of us, this means being careful with the car and house we lease or buy.

So stop worrying about the small things, it’s time to enjoy life!

Plastyczność osobowości i siła ekstrawersji

Powszechnie przyjmuje się, że nasze mózgi i ciała są plastyczne. Możemy je w dużej mierze kształtować poprzez naszą dietę, doświadczenia życiowe oraz ćwiczenia umysłowe i fizyczne. Z własnego doświadczenia mogę również powiedzieć, że nasze osobowości są plastikowe. Możemy je radykalnie zmienić, biorąc pod uwagę wolę zmiany oraz siłę, wytrwałość i wytrwałość niezbędne do przeprowadzenia zmiany.

Nie jestem pewien, dlaczego jako dziecko byłem tak nieśmiały, introwertyczny i niezręczny społecznie. Istnieje wiele potencjalnych powodów, ale najprostszą racjonalizacją po fakcie jest to, że moje zainteresowania zasadniczo różniły się od zainteresowań moich rówieśników. Byłem niezwykle pilny, dociekliwy i poważny, a moja intelektualna arogancja sprawiała, że patrzyłem z góry na dzieci, które nie podzielały moich zainteresowań. Byłem zasadniczo zadowolony ze swojego życia i tego, kim byłem, choć często samotny. Konsekwencją tej izolacji było to, że odnosiłem coraz większe sukcesy w moich wysiłkach intelektualnych i akademickich, nigdy nie rozwijając podstawowych umiejętności społecznych.

Kiedy dostałem się do Princeton, czułem, że wkraczam do raju. Swoboda wyboru zajęć spośród setek opcji jest niespotykana we Francji, gdzie wszystko jest zasadniczo przypisane do ciebie. Akademik we mnie był jak ryba w wodzie. Uczęszczałem na kursy z prawie każdego wydziału – biologii molekularnej, informatyki, Imperium Rzymskiego, matematyki, literatury rosyjskiej, chińskiej, historii Azji Wschodniej, wojny peloponeskiej, psychologii i wielu innych! Co więcej, miałem możliwość interakcji z genialnymi profesorami, którzy muszą prowadzić godziny pracy i rozmawiać z tobą. Szokująco niewiele osób z tego korzysta!

Od strony towarzyskiej spodziewałem się spotkać więcej ludzi, którzy podzielają moje intelektualne skłonności. Wiem, że było ich kilku w Princeton, ponieważ spotkałem kilku po Princeton, ale w tamtym czasie nie wiedziałem, jak ich znaleźć. Poza tym byłem tak dobry w zdobywaniu szóstek i robieniu własnych rzeczy i tak kiepski w kontaktach towarzyskich, że skupiłem się na tym, w czym byłem naprawdę dobry. Udało mi się popracować nad moimi umiejętnościami wystąpień publicznych, ponieważ zdałem egzamin z rachunkowości jako student pierwszego roku, a następnie zostałem asystentem w tej klasie, prowadząc zajęcia dla moich kolegów ze studiów licencjackich.

Dopiero w McKinsey zacząłem się spełniać. Wszyscy, których spotkałem, byli niesamowicie inteligentni i interesujący, z tak różnorodnymi doświadczeniami. Co więcej, wszyscy byliśmy w gruncie rzeczy niepewnymi siebie nadludźmi. Natychmiast się do tego odniosłem. Spędziłem niezliczone godziny przebudowując świat z moim wspaniałym kolegą z biura i niezliczone godziny rozmawiając o wszystkim i o niczym z wieloma moimi kolegami analitykami, których teraz z dumą nazywam moimi najlepszymi przyjaciółmi!

To także w McKinsey zacząłem zdawać sobie sprawę, że choć myślałem, że jestem bystry (a McKinsey specjalizuje się w zatrudnianiu młodych ludzi, którzy myślą, że wiedzą wszystko – dopiero znacznie później zdałem sobie sprawę, jak niewiele tak naprawdę wiedziałem), to nie wystarczyło. Zauważyłem, że ludzie, którzy odnieśli największy sukces, byli najbardziej ekstrawertyczni i towarzyscy. Agresywnie i wyraźnie podchodzili do projektów, którymi byli zainteresowani, dobrze dogadywali się ze swoimi współpracownikami, szefami i klientami. Dotarło do mnie, że aby naprawdę odnieść sukces w ludzkim społeczeństwie, muszę starać się być tak komfortowy w tych sytuacjach społecznych, jak w biznesie i przedsięwzięciach intelektualnych.

Podjąłem się tego przedsięwzięcia z zapałem, a McKinsey był bardziej niż chętny do współpracy. Zapisałem się na warsztaty umiejętności komunikacji ustnej, aby popracować nad moimi umiejętnościami wystąpień publicznych i prezentacji. Zostałem sfilmowany podczas prezentacji, a następnie werbalnie zniszczony, gdy krytykowali każdy element prezentacji, aby pomóc mi pracować nad moimi „potrzebami rozwojowymi”. To było brutalne, ale skuteczne!

Następnie zapisałem się na warsztaty umiejętności komunikacji pisemnej, lobbowałem, aby zaprezentować jak najwięcej materiałów klientom i wygłosiłem prezentację na temat działalności handlowej przed wszystkimi partnerami z branży finansowej na konferencji w Barcelonie. Kiedy wszedłem na scenę, moje skronie waliły, dłonie były spocone i czułem, że umrę! Na szczęście, gdy zacząłem prezentację, rozluźniłem się i udało mi się przetrwać!

Do czasu, gdy prowadziłem Aucland, bardzo dobrze radziłem sobie z interakcjami społecznymi w środowisku biznesowym. Moje doświadczenie tam wyniosło mój poziom komfortu na zupełnie inny poziom. Wciąż byłem bardzo zaniepokojony pierwszym dużym wywiadem telewizyjnym. Wiedziałem, że po drugiej stronie kamery znajdują się miliony widzów jednego z najlepszych programów we Francji (Capital). Ponownie, gdy zacząłem, zrelaksowałem się i poszło bardzo dobrze. Pomiędzy sukcesem tego programu a naszą rosnącą popularnością we francuskiej prasie (czytaj Jak pozyskaliście pierwszą rundę finansowania? aby dowiedzieć się, jak to się stało), zdałem sobie sprawę, że nie tylko nie boję się już wystąpień publicznych, ale wręcz lubię mówić o tym, co robimy! Co więcej, zdałem sobie sprawę, że uwielbiam pracować z moimi pracownikami i partnerami, dzieląc się, ucząc i stawiając sobie nawzajem wyzwania!

Pierwsza faza mojej konwersji została zakończona. W środowisku biznesowym zmieniłem się z samotnika, który lubił robić wszystko sam, w pewnego siebie, pełnego pasji ekstrawertyka, który uwielbiał rozmawiać publicznie i współpracować z pracownikami i partnerami. Miałem również zaszczyt poznać kilku fantastycznych ludzi, których z dumą nazywam moimi przyjaciółmi. Jednak pomimo posiadania kilku bliskich przyjaciół, wciąż nie czułem się komfortowo w sytuacjach towarzyskich. Świetnie radziłem sobie w pojedynkę, omawiając tematy, które mnie interesowały, ale bałem się środowisk z większą liczbą osób. Co więcej, ponieważ odnosiłem sukcesy i czułem się komfortowo w życiu biznesowym, łatwiej było mi to robić niż skupiać się na życiu osobistym.

Nie trzeba być naukowcem, by zdać sobie sprawę z tego, że ludzie odnoszący największe sukcesy w sytuacjach społecznych to ci, którzy są ekstrawertyczni, pewni siebie, wygodni i z natury towarzyscy. Innymi słowy, wymagało to cech, których starałem się nauczyć w środowisku biznesowym.

Wróciłem do Stanów Zjednoczonych w 2001 roku, aby założyć Zingy i kiedy dochodziłem do siebie po nieodwzajemnionej miłości, zdecydowałem, że nadszedł czas, aby poradzić sobie z moim strachem przed sytuacjami społecznymi. W randkowaniu zawsze powstrzymywało mnie połączenie skrajnego strachu przed odrzuceniem z najwyższymi standardami na świecie. Musiałem stawić czoła temu problemowi. Uderzyło mnie, że najlepszym sposobem na przezwyciężenie strachu przed odrzuceniem jest odrzucenie. Przez 100 dni jesienią 2001 roku usunąłem wszystkie kryteria wyboru poza wyglądem i zmusiłem się do podchodzenia do 10 przypadkowych dziewczyn dziennie i zapraszania ich na randki. Śledziłem nawet swoje postępy w arkuszu kalkulacyjnym. Nie będziesz zaskoczony, gdy usłyszysz, że gdy podchodzisz do przypadkowych dziewczyn na ulicy, aby zaprosić je na randkę, często zostajesz odrzucony – zwłaszcza, gdy twoje pierwsze próby są niezręczne, nerwowe i brakuje ci pewności siebie.

Dowiedziałem się, że druga najlepsza linia podrywu to: „Ponieważ wydaje się, że nasze życie zmierza w tym samym kierunku, poczułem się zmuszony, aby ci się przedstawić”. Jeśli dziewczyna się śmiała lub uśmiechała, miałem szansę. Najczęściej po prostu mnie ignorowała lub odchodziła, często patrząc na mnie jak na wariata. Najlepszym tekstem na podryw było i pozostaje „Cześć!”.

Na moją korzyść działało prawo wielkich liczb. Kiedy zaprosisz na randkę 1000 osób, na pewno ktoś się zgodzi, a w tym przypadku zgodziło się 45 dziewczyn. Nadszedł czas, aby nauczyć się „amerykańskich randek”. Nie przechodząc wcześniej przez ten proces, popełniłem wszystkie błędy opisane w książce. Najbardziej podstawowym błędem jest kolacja na pierwszej randce. Jak pamiętasz, wybrałem dziewczyny losowo i nie przyszło mi do głowy, że możemy do siebie nie pasować. Moja pierwsza randka była okropna. Nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia i byłem znudzony. Co gorsza, zostałem obciążony rachunkiem w czasie, gdy miałem bardzo mało pieniędzy. Nie będąc szczególnie szybko uczącym się, założyłem, że to był fuks. Po trzech lub czterech okropnych kolacjach na pierwszej randce, zdałem sobie sprawę, że drinki na pierwszej randce były o wiele lepszym pomysłem!

Potem dowiedziałem się, że amerykańskie randki są wysoce regulowane. Wygląda na to, że prawie każdy boi się dzielić swoimi prawdziwymi uczuciami z obawy przed zranieniem lub zranieniem drugiej osoby i dlatego ludzie przestrzegają „zasad”. Istnieją wyraźne oczekiwania społeczne dotyczące tego, co jest seksualnie odpowiednie na jakiej randce, jak okazywać zainteresowanie (lub jego brak). Wiele sztuczek w filmach takich jak Hitch jest w rzeczywistości prawdziwych. Interesujące jest również zobaczenie podstawowej psychologii w akcji: ktoś, kto cię lubi, będzie naśladował twoje zachowanie – na przykład podnosząc swój napój, gdy ty to robisz.

Cały ten epizod był również interesującym eksperymentem społecznym, ponieważ poszerzył moje horyzonty. Usuwając wszystkie kryteria selekcji, skończyłem na randkach z dziewczynami z różnych środowisk, zawodów i pasji. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że choć przeciwieństwa się przyciągają, to ludzie, którzy są do siebie podobni, tworzą znacznie lepsze pary. Ostatecznie nie byłem zainteresowany żadną z 45 dziewczyn, chociaż kilka z nich było mną zainteresowanych. Jeśli już, to przełamało to mój strach przed odrzuceniem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że 955 dziewczyn, które mnie odrzuciły, prawdopodobnie niczym się nie różniły i po prostu nie zdawały sobie sprawy z tego, jak wspaniały byłem (choćby tylko złudnie :). Zdałem sobie również sprawę, jak niski jest koszt odrzucenia. Odrzucano mnie wiele razy dziennie, każdego dnia przez ponad trzy miesiące i nic się nie działo. To po prostu nic nie znaczyło.

I tak z tą nowo odkrytą wiedzą i pewnością siebie, zacząłem zabiegać o dziewczyny, którymi faktycznie byłem zainteresowany (super inteligentne, super namiętne, super ambitne, super intelektualnie ciekawe i niezwykle żądne przygód z eklektycznymi zainteresowaniami) i jestem wdzięczny, że miałem przyjemność dzielić życie z kilkoma fantastycznymi dziewczynami! Co ciekawe, poza randkami zacząłem lubić sytuacje towarzyskie. Chociaż nadal uwielbiałam być sama przez sporą część czasu, zaczęłam też uwielbiać chodzić na imprezy i otaczać się ludźmi. Na Myers-Briggs przeszedłem z INTJ do XSTJ ((ISTJ/ESTJ) do ENTJ.

Transformacja została zakończona. Stałem się osobą, którą jestem dzisiaj – towarzyską, ekstrawertyczną i pewną siebie w każdym otoczeniu. Ludzie, którzy znają mnie zaledwie od kilku lat, nie mogą uwierzyć, jak nieśmiały, introwertyczny i niezręczny społecznie byłem. Interesujące jest to, że osoba, którą jestem dzisiaj, nie jest w mniejszym stopniu mną niż osoba, którą byłem 15 lat temu. Jesteśmy naprawdę osobami, którymi decydujemy się być w chwili, w której żyjemy!

Ponieważ jestem obdarzony wysokim średnim poziomem szczęścia, jestem dziś tak samo szczęśliwy jak wtedy, ale czuję się o wiele bardziej komfortowo z lepiej zaokrągloną osobą, którą jestem dzisiaj. Z przyjemnością mogę też powiedzieć, że niczego nie żałuję. Być może nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem dzisiaj, gdyby nie osoba, którą kiedyś byłem.

Naszą osobowość, podobnie jak wiele innych rzeczy, można zmienić poprzez wysiłek i poświęcenie. Teraz musisz tylko zdecydować, kim chcesz się stać i pracować nad tym. Na początku proces ten może być zniechęcający, ale szybko staje się zabawny. Powodzenia!

Tell No One is the French Fugitive

Tell No One is a fantastic French thriller playing in select theaters in the US. Francois Cluzet plays Doctor Alex Beck who receives an email with a video of his wife, who was supposedly murdered 8 years ago, alive and well.

The story is well told and reminded me both of Hitchcock-style storytelling and of the Fugitive. The characters are rich. The story moves deliberately and clearly through all the twists. Above all, I admired the portrayal of love in its purest and richest form.

Go see it!

A second with Fabrice

By Stephan Trano

A few years ago, while working on one of my books, I asked my close friend Pierre Berge, the CEO of Yves Saint-Laurent, what was his definition of friendship. True friendship is when someone calls you in the middle of the night to tell you “I just killed my wife” and you answer “Ok, where is the body so we can hide it?” Tough, but it feels right. No question. No discussion. I have made throughout the years long trips deep in the currents of friendship, surrounded by precious encounters which built me the way I am. In the middle of my so called life I acquired the certitude that friendship is the most elaborate feeling and quintessentially human.

Well. When it comes to Fabrice, the word friendship immediately comes to my mind. Not that we can consider each other regular friends. We live in some opposite sides of the world and our encounter was probably more than unexpected. However, there is one second that always challenges the rules of life. It is an indefinable second of trust which can pop up even in the middle of the most unlikely context. I believe this happened to us in October 2006 when we first met in New York.

I have always been fascinated by the ability of some rare men and women to give a chance to that second. I respect this because I know what it means. Many of my friends died aids as I started discovering love and affection. Then I had to accept the gift of surviving, despite my own wounds, some of them during one of the ugliest war on this earth, in the Middle-East. And also, I had to accept, that morning in hell, when my closest friend gave up on life. It changes a man to experience these things. It also gives another vision of what the people really are and what friendship means.

There was absolutely no good reason for Fabrice to open me his door. Nobody is less sporty, game playing or expressive than me. He even knew nothing about the very circumstances of my arrival in New York. And yet was that second. As time passed, I observed him a lot, the way I had observed other fantastic people. I was not surprised to discover that Fabrice is a guy deeply inspired by the almost mystical dimension of friendship. He has this impressive dimension of elegance and sensibility. And also this “Je ne sais quoi” (one of Fabrice’s favorite expressions) that I always perceived in the people I met who were destined for unusual paths.

It takes a long time to become the man we are to become. We need other people the same way sailors need the stars in the dark sky. We need other people to play with, some to share with and also, some just to be in the same life with. Is it always friendship? No. But it belongs to the wonderful and powerful domain of friendship. That’s why if one day, later, one was to ask me “why are you friends?”, I will probably answer with this quote from Montaigne which he used to refer to his unusual friendship with La Boetie: “Because it was him, because it was me”.

>